Felis silvestris

 
قام بالانضمام: 2013-09-22
النقاط28أكثر
المستوى التالي: 
النقاط المتبقية: 172
آخر لعبة

Oszczędzanie ;)


Poniedziałek:
Dziś Ania wpadła na pomysł oszczędzania. Myślę sobie niezły bajer. Wyliczyła, że przez rok możemy oszczędzić około 10 tysięcy, bo wydajemy stanowczo zbyt dużo, a ceny nadal rosną.

Wtorek:
Gdy wróciłem do domu okazało się, że Anka zrobiła oszczędne zakupy za prawie 500zł. Myślę, że coś tu nie gra, ale powiedziała, że oszczędności będzie widać na koniec miesiąca. Kupiła 60 rolek papieru toaletowego i 15 konserw mięsno-podobnych z Biedronki.
Gdy chciałem obejrzeć pierwszy mecz w tym tygodniu okazało się, że mamy oglądać TV tylko przez godzinę dziennie. Szkoda, że powiedziała to, gdy obejrzałem wszystkie reklamy pomiędzy pierwszą i drugą połową. O końcowy wynik będę musiał zapytać kumpli z pracy.

Środa:
Rano wszedłem do kibla jak to robię co dziennie. Po nie przespanej nocy ledwo widziałem na oczy. Tuż po opuszczeniu WC zacząłem się zastanawiać skąd się wziął papier ścierny w łazience. Myślałem o tym jedząc kanapki z świeżo otwartą konserwą. Po ponownej wycieczce do łazienki okazało się, że użyłem jednej nowo zakupionych 60 rolek.
W pracy gdy zapytałem o wynik meczu kumple się zdziwili, ale wcisnąłem im kit, że mi korki siadły i nie miałem żadnego na zapasie.
Do pierwszej przerwy było ok, ale potem przez ten tani papier... nie umiałem wysiedzieć na krześle, dlatego zbierałem papiery od kumpli i latałem do ksera zaliczając za każdym kursem kibel.
Wieczorem okazało się, że w lodówce nie ma żadnego browca. Ania dbała o zakupy, więc nigdy nie było z tym problemu, ale teraz postanowiła (za nas oboje) oszczędzać i w tym aspekcie, ale bez piwa można żyć (podobno).

Czwartek:
Po kolejnej przygodzie z tanim papierem byłem mniej obolały niż wczoraj. Dzisiaj byłem znacznie ostrożniejszy, więc do przerwy na lunch powinienem wytrzymać.
Tak jak się spodziewałem. Po przerwie na lunch zacząłem znów latać do punktu ksero. Kumple się trochę dziwili, że jem lunch na stojąco, ale powiedziałem, że ktoś rozbił jajko na schodach i obiłem sobie siedzenie. Mój pech chyba zaczyna być podejrzany.
Teraz już mam metodę na oglądanie 90-cio minutowego meczu w godzinę. Oglądam tylko drugą połowę (bez reklam oczywiście) i pierwszą studia. Dzięki temu oglądam koniec meczu i wiem, co się działo w pierwszej.

Piątek:
Mam już wprawę w posługiwaniu się sraj-zesraj taśmą, więc nie było latania do ksera. Nie musiałem się też tłumaczyć dlaczego nie oglądałem meczu. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do braku piwa w lodówce. Zacząłem przeglądać strony związane z tematyką uzależnienia od oszczędzania. Miałem pecha, bo przyłapał mnie szef, ale (tu się zdziwiłem) poklepał mnie ze zrozumieniem po ramieniu i kazał kontynuować. Dobrze, że nie widzieli tego kumple.
Gdy chciałem wyjść z kolegami do pubu po ciężkim tygodniu okazało się, że Ania na tę okazję przeznaczyła mi 20 złotych. Z taką kasą to się wstyd pokazywać kumplom, więc wcisnąłem im kit, że mam biegunkę po tym czymś co kupiłem na lunch. Było drogie i "luksusowe". Sashishushi się chyba nazywało. Mogłem sobie na to pozwolić, bo dostałem extra premię od szefa (on chyba wie w jakiej jestem sytuacji).

Sobota:
Jest godzina 21. Oglądam sobie spokojnie reklamy w przerwie meczu i piszę do Was. Na stole czeka na mnie czteropak. Jeden już wypiłem, więc trzeba iść do kibla. Oczywiście użyłem mięciutkiego, świeżo odpakowanego papieru. Zapytacie jak to się stało? Przyłapałem Anię, gdy razem z koleżanką wychodziły obładowane torbami z markowego sklepu i dałem jej szlaban.
Ps. Ania to moja córka i po rozwodzie z żoną na zbyt wiele jej pozwalam.

Poniedziałek:
Dziś dostałem rachunek telefoniczny za ostatni miesiąc. Dołożyłem Ani kolejne 2 tygodnie szlabanu...

Przygody Bożydara

Pierwszy dzień w nowym mieszkaniu. Nie jest to coś luksusowego, z reszta, czego można się spodziewać po starej kamienicy? Szczerze to nie spodziewałem się niczego, nie postawiłem sobie żadnych wymagań, nawet nieco je zaniżyłem, a i tak się zawiodłem... Mieszkam na czwartym piętrze, woda leci tylko zima i leci też z miejsc, z których z pewnością nie powinna była tego robić. Ze ścian odpada tynk oraz deski, z sufitu coś się sypie gdy stawiam nieco pewniejsze i śmielsze kroki - to wywołuje tycie drgania... a budownictwo w tej technologii nie za bardzo to znosi. Natomiast z jednej rzeczy nawet się ucieszyłem. Była to lodówka, nieduża, ale po co mi większa? W środku znajdowała się żywność. Szynka, banan, niedożarte masło, musztarda, keczup... o dziwo mydło i chleb też się znalazło. Bardzo miły akcent, ktoś zostawił jedzenie. Na pewno byłoby mi o wiele milej gdyby ten ktoś nie odłączył lodówki od kontaktu... jakieś dwa miesiące temu. Gdy uchyliłem drzwiczki dosięgnęła mnie symfonia najrozmaitszych zapachów i aromatów, poczynając od "zaraz puszczę pawia" do "porzygałem się..." gdyby ktoś oglądał tę scenę z boku, pewnie też by zwymiotował. Cela miałem pierwszorzędnego, bo nie zabrudziłem podłogi, tylko wcelowałem wprost do środka smakowitych artykułów spożywczych. Chociaż w tym wypadku z wybornej palety smakołyków najprzystępniej wyglądał mój puszczony przed chwilą paw... Cały ten incydent obrzydził mi wszystko, dlatego na razie będę spożywać wyłącznie sucharki i herbatniki. Mimo, że lodówka z zewnątrz była niczego sobie i w środku zapewne też... chodzi mi o sprawność mechaniczną, a nie jej zawartość do skonsumowania, to nie chciałem jej zatrzymywać. Pewne osoby, które znam z niesłychanej pazerności, lodówkę by chętnie przygarnęły, mało tego, zrobili by sobie kolację z tamtejszych produktów. Po wszystkim umyli by ręce tym prześmierdniętym mydłem pokrytym pleśnią. No ale tak już jest, niektórzy nie przepuszczą okazji by cokolwiek się zmarnowało.
Jakimś cudem udało mi się przetransportować ten cudny sprzęt na podwórko, gdzie też go zostawiłem, a nuż ktoś pilnie potrzebuje lodówki? Miejscowi menele raczej nie pogardzą. Acha! Jak już jesteśmy na zewnątrz, to nie ma tutaj niczego ciekawego prócz toalety. Jeden kibel na kilkanaście osób to coś co bardzo sobie cenię i szanuję. Jeszcze nie znam swoich sąsiadów, ale sądzę, że wspólne wypróżnianie szybko nas połączy...

Niemal połowę dnia przeznaczyłem na ogarnięcie mieszkanka. Gdyby ktoś przyszedł do mnie w gości przed porządkami, powiedziałby, że już świnie żyją w lepszych warunkach. A teraz opinia brzmiała by tak, że brakuje tu tylko świń. Ale to tylko w dzień, bo gdy zapadła noc zrobiło się przytulnie. Powinienem zostać projektantem wnętrz budy dla psa, tak czułem się dumnie z efektu jaki uzyskałem.
Zmęczony wszystkimi wydarzeniami, które miały dzisiaj miejsce, położyłem się na wygodnej - bo mojej... - wersalce. Wszystko idealnie zaplanowałem. Na przeciwko mnie stał 20 calowy telewizorek, żyć nie umierać! Jednak nie była to pora na ambitne kino. Być może to co teraz leci można nazwać ambitnym porno.. nie wiem. Nie zgłębiłem się na tyle w ten gatunek by móc stwierdzić, że przykładowo ten film pornograficzny to czysta rewolucja i kwintesencja erotyki, a inny to jakieś nieporozumienie. Każda jedna produkcja z tego gatunku jest dla mnie taka sama, ale jeszcze nadejdzie taka pora, że stanę się sławnym krytykiem w tej dziedzinie. Teraz jest niewątpliwie czas by nadrabiać zaległości.
Gdy akcja na ekranie nieco opadła, ja także opadłem z sił i zasnąłem, a gdy coś brzęczy w tle, śpi mi się znacznie lepiej.

***

Śniło mi się, że jest trzęsienie ziemi. To bardzo niepokojące przeżycie dlatego chciałem się jak najszybciej wybudzić. Gdy otworzyłem i przetarłem oczy zauważyłem, że wszystko wokół naprawdę się trzęsie a zza drzwi dobiega hałas, który niedługo rozsadzi mi głowę. Szybko wywnioskowałem, że mój sąsiad się zabawia. Podgłosił muzykę do tego stopnia, że pokrętło od regulacji głośności po prostu odpadło... a dupek pewnie jeszcze przy tym majstruje by było głośniej... a było naprawdę głośno. Nie mogłem tego tak zostawić, w takich warunkach ciężko byłoby się człowiekowi odlać, a co dopiero spać. Założyłem więc spodnie oraz kapcie i poszedłem złożyć wizytę. "Muzyka" dobiegała z sąsiednich drzwi. Z wrodzonej grzeczności zapukałem 3 razy, potem pociągnąłem za klamkę - było otwarte! Gdy byłem w środku, pierwsze co dostrzegłem, zaraz po tym, że chyba rozerwie mi bębenki w uszach, to sterta butelek po wódce i puszek po piwie. W kącie siedziała skulona i zapłakana kobieta, a w pokoju obok dusza towarzystwa, której szukałem. Był to facet w moim wieku, no może 5 lat starszy, czyli 35 wiosen na karku. Pan kręcił się w rytm harmideru jaki wydobywał się z głośników.
Ponoć takim tańcem można przywołać deszcz... no ale cóż... mimo najlepszych intencji "przywoływacza" miałem tego dosyć. Wręcz wyrwałem kable z kontaktu (wraz z kontaktem). Jaka piękna cisza! Było aż za cicho, ale do momentu. Miał padać deszczyk, a przyszła burza...
Facet z brązowym wąsem i siną twarzą - bo tylko tym się wyróżniał - zaczął się drzeć jak oszalały. Nasz dialog wyglądał następująco:
-Ty ku#$o je$%na w dupę ku$#a ch$ju zaj%$any pierdo$#ny ku$wo jak ci wyp$#rdolę ty ku#asie to ch%j cię do ku#$y strzeli piz#o je#ana!
-TY... - ta wypowiedź nie doszła do skutku. Elokwentny pan mnie przekrzyczał...
-Ch#$u pie$#olony w dupę ku#wa szmato zaj#$ana kur$a twoja jeb$#a mać do ch$ja jeb$#ego w kur$ę kur#a mać!
-Paniee! Do JASNEJ... -Starałem się, ale i tak mnie przekrzyczał...
-Jak ci wypie#$olę kur$a do ch$ja to pierd$%niesz kur$a łbem o księżyc chu$u przez$%ebany ku%wa szmaciarzu jeb%ny, mendo pier%%lona, kut$sie zaj$%any!
-Zaraz Ci... - Tylko tyle udało mi się z siebie wydobyć gdy szajbus łapał przerwę na oddech.
-Pierdo%$na kurew$ka wych%jana skurwy%^ńska pierońska dzi%o! Ku%wo! - Człowiek padł na ziemię, ale nie przeszkadzało mu to w tym by powiedzieć:
-Skurw$#ynie pierd%lony k#rwo pi$do dzi%ko szmato chu%ku ze wsi buraku jeb%ny w dupę ku$wa!
Postanowiłem dać sobie z nim spokój, cel osiągnąłem, muzyka nie gra, można spać. Opuściłem pokój. Oczywiście pożegnano mnie miłymi słowami. Wyszedłem z mieszkania, na korytarzu stała kobieta, która była wcześniej w środku. Płakała i płakała... chyba nie miała ochoty tam wracać, a ja chyba miałem ochotę zaprosić ją do siebie... z czystej grzeczności oczywiście. Bo chyba tak wypadałoby postąpić, zagadałem zatem:
-Może wejdzie Pani na chwilę do mnie?
-Mhm - Zgodziła się przez łzy. Razem weszliśmy do środka.
Oczywiście przed wyjściem nie wyłączyłem telewizora, a pornos rozkręcał się w najlepsze... w tym momencie zrobiło mi się trochę głupio, ale na twarzy kobiety pojawił się delikatny uśmiech. Ja głupi, zamiast całkowicie wyłączyć telewizor, tylko go ściszyłem. Dziewczyna usiadła na łóżku, a ja na krześle, tuż obok. Przyjrzałem się jej chwilę, była bardzo ładna, młoda i ruda. Dlaczego wybrała sobie tamtego szaleńca zamiast na przykład mnie? Przecież to ja jestem ten dobry i przystojny... bo muszę przyznać, że tamten szajbus prezentował się dosyć niewyjściowo. Po chwili zapytałem:
-Kto to był? Skąd on się urwał?
-Too... to mój narzeczony - mówiąc to uroniła kilka kolejnych łez. - Kiedy wypije taki właśnie jest, jak widziałeś...
-Więcej słyszałem... -Odpowiedziałem takim półżartem, który wcale śmieszny nie był. -Zrobił Ci krzywdę?
-Nie... tylko krzyczy i straszy... mam tak z nim prawie codziennie.
-To po co z nim jesteś? - Pomyślałem, że pewnie dla pieniędzy... chociaż, gdyby facet był nadziany, to co robiłby w takiej kamienicy? Czekałem zatem na odpowiedź.
-Nie mam gdzie się podziać...
-Możesz przenocować u mnie, jak chcesz... -Tak zaproponowałem, w końcu jakbym nie zaproponował to wyszedłbym na skończoną łąjzę.
-Dziękuję... - uśmiechnęła się - chętnie skorzystam. - Wtedy wstała i podała mi rękę. - Aurelia jestem.
Pierwsza Aurelia jaką znam! Pomyślałem i również się przedstawiłem: Bożydar. - Pewnie też pierwszy jakiego zna...
Pogadaliśmy jeszcze trochę o różnych rzeczach, pora już była dawno do spania...
-Możesz spać tutaj... ja wyśpię się na schodach....
-Bożydarze... ale tu spokojnie zmieszczą się dwie osoby, a nawet trzy. - Słusznie zauważyła.
-Noo trzy tak... mam zaprosić Twojego narzeczonego? - Zaśmiałem się - Ale po krótkiej chwili dotarło do mnie, że dowcip był nie na miejscu... - No tak, zmieścimy się... Weź kołdrę, ja sobie przyniosę koc.

Poszedłem po ów koc, jego znalezienie zajęło mi jakieś trzy minuty, okazało się, że leżał w kącie. Gdy wróciłem, Aurelia siedziała na łóżku, a w dłoniach trzymała zlepek kart. Spojrzała na mnie i zapytała:
-Co to jest ten Projekt Kapitan?
-Yyy... piszę książkę... niedawno skończyłem trzeci rozdział. - Ach to! Musiałem zostawić to na stole i tak oto moje dzieło wpadło w nieproszone ręce..
-No proszę... mogę poczytać? Bardzo lubię czytać, to mnie odpręża. Zwłaszcza przed snem.
-Czemu nie... jeszcze jej nie skończyłem więc wiesz... ale czytaj jak chcesz. - Uznałem to za taki sobie pomysł, no ale zgodę już udzieliłem. Położyłem się obok i zawinąłem kocem. Obserwowałem twarz Aurelii podczas gdy wczytywała się w "Kapitana".
Czas mijał a ona od czasu do czasu chichotała i uśmiechała się pod nosem. Kiedy już zapoznała się z trzecim i ostatnim dotychczas rozdziałem, skrzywiła się i kilka łez spłynęło jej po polikach...
-Jak mogłeś? - Zapytała.
-Co jak mogłem? - Zapytałem zdziwiony.
-Tak to skończyć? Czemu uśmierciłeś Kapitana w książce gdzie główną postacią jest ten Kapitan...? Podobał mi się.
-Ale... to jeszcze nie koniec, to dopiero 3 rozdział.
-To co się stanie w czwartym? Będzie koniec świata? Z rozdziału na rozdział tu się dzieją coraz gorsze rzeczy...
-To dobry pomysł! A teraz śpimy... -Zawinąłem się kocem jeszcze bardziej, wręcz do granic możliwości i odwróciłem. Zapomniałem o bożym świecie... telewizor dalej grał, gdyby jeszcze leciał jakiś program familijny... a niech to. - Aurelio... jakbyś mogła... wyłącz telewizor i zgaś lampkę... no chyba, że oglądasz...
Tak też zrobiła, wszystko wyłączyła i poszła spać.
-Dobranoc.
-Ale tak to ten trzeci rozdział był niczego sobie, co? - Zapytałem nagle jak głupi...
-Oj śpij już...
Spaliśmy do samego rana.

List do Bravo

Drogie Bravo, drodzy koledzy i koleżanki. Mam na imię Dagmara i mam 19 lat. Moja sytuacja jest bardzo krepująca i nie wiem co teraz mam zrobić. Jestem już dorosłą dziewczyną i mam wspaniałego chłopaka o imieniu Marcin, którego kocham ponad życie i myślę ze on odwzajemnia moje uczucie. Jesteśmy już razem 6 miesięcy i postanowiliśmy dokonać Aktu Miłosnego, aby umocnić nasz związek. Nie fart polega na tym że ja jestem dziewicą, a z tego co wiem On jest już doświadczonym mężczyzną. Bardzo obawiałam się że nie spełnię jego oczekiwań , po prostu zawiodę! Na dodatek wszystkie moje koleżanki potraciły już dziewictwo i żeby mieć o czym rozmawiać z nimi, powiedziałam że ja również nie jestem jak to się mówi potocznie "cnotką". O tym fakcie dowiedział się Marcin od mojej koleżanki, Moniki, która jest jego dobrą znajomą. Gdy Marcin zapytał czy to prawda nie zaprzeczyłam. Ustaliliśmy nasz Pierwszy Raz na najbliższy weekend, ponieważ Marcina rodzice jadą na wesele. Bardzo się obawiałam bólu, oraz tego że Marcin posądzi mnie o kłamstwo, więc postanowiłam jakoś sobie poradzić. Nie chciałam przespać się z "pierwszym lepszym" gdyż kocham Marcina i chcę aby to on był moim Pierwszym Mężczyzną!! Akurat zdarzyło się tak że byłam sama w domu i postanowiłam uporać się z moja błona dziewiczą. Nie chciałam robić tego palcami ani jakimś twardym przedmiotem a na wibrator niestety nie było by mnie stać. Poszłam więc do lodówki i zobaczyłam nadającą się do mojego czynu kaszankę. Odpowiadała mi rozmiarem i grubością, była trochę za zimna i za twarda więc postanowiłam ja podgotować. Kiedy nareszcie ostygła, nasmarowałam ja wazeliną, i zaczęłam wkładać ją do pochwy. Poddałam się chyba za bardzo chwili i za bardzo ją ścisnęłam. Wtedy stało się najgorsze co mogło się stać!! KASZANKA SIĘ ZŁAMAŁA!!!!!!!!!!Rozpaczliwie próbowałam ją wyjąć palcami ale chyba trochę za bardzo ją rozgotowałam i niektóre kawałki kaszanki zostały mi w pochwie i nie mogę ich wyjąć! Wstydzę się iść do ginekologa a za kilka dni wyczekiwany przez naszą dwójkę upojny weekend!! Nie wiem co mam zrobić i do kogo się zwrócić. Co teraz pomyśli o mnie Marcin!! BŁAGAM POMÓŻCIE!!!!!
Zrozpaczona


Odpowiedź Redakcji:
Na wstępie pragniemy podziękować Ci za podzielenie się z nami swoim problemem. W twojej nader ciekawej sytuacji proponujemy Ci dwa rozwiązania:
1. Ekstrawaganckie w stylu new art.
2. Siłowe

Pierwsze wydaje nam się ciekawe lecz może nie przynieść spodziewanych efektów. Musisz pokroić cebulę w kostkę, a następnie podsmażyć ją na złocisty kolor na patelni (koniecznie na oleju z pierwszego tłoczenia). Następnie musisz dopchać ją do pochwy i zrobić 3-4 przysiadów tak aby zmieszała się z kaszanką. Potem zaproś swojego ukochanego na romantyczne spotkanie inicjujące. Przed pierwszym stosunkiem zaproponujesz mu więc kaszankę po staropolsku w wersji francuskiej. W ten sposób osiągniesz dwa cele: udowodnisz mu, że bardzo go kochasz i jednocześnie pokażesz, że świetnie gotujesz. Przypominamy Ci powiedzenie "PRZEZ ŻOŁĄDEK DO SERCA".

Rozwiązanie drugie jest jednak o wiele bardziej skuteczne. Przygotuj patelnię na której miałaś zarumienić cebulkę. Następnie weź ją w prawą rękę (jeśli jesteś leworęczna to w lewą) i pierdolnij się nią z całej siły w głowę - bo tobie to już chyba nic nie pomoże!
Z poważaniem Redakcja

Humor

Pewien mężczyzna wyszedł wieczorem wyrzucić śmieci gdy z okna na piętrze w domu sąsiada wyleciała zużyta prezerwatywa i z plaśnięciem wylądowała na jego czole. Otrząsnąwszy się aż z obrzydzenia udał się wściekły do owego sąsiada i zaczyna łomotać w jego drzwi.

- Czegóż pan tak walisz w te drzwi?! - wrzasnął sąsiad otworzywszy.

- Kto tam jest u pana na piętrze?

- To nie pański interes, panie wścibski! Ale jeśli chcesz pan wiedzieć, to są tam moja córka z moim być może przyszłym zięciem!

Facet wręcza mu prezerwatywę mówiąc:

- Może to i nie moja sprawa, ale chciałem tylko żeby pan wiedział, że pański być może wnuczek właśnie wypadł z okna...


Polecam ;)

Pamiętnik

 

2 sierpnia

Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu w Beskidach!

Boże jak tu pięknie. Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie.

Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem.

 

4 października

Beskidy są najpiękniejszym miejscem na ziemi !!!

Wszystkie liście zmieniły kolory na tonacje pomarańczowe i czerwone.

Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni.

Jakie wspaniałe i okazałe, jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na

świecie.

Tutaj jest jak w raju. Boże !!! Jak mi się tu podoba.

 

 

11 listopada

Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg.

Obudziłem się, a za oknem wszystko było przykryte białą, cudowną kołderką.

Wspaniały widok. Jak z pocztówki bożonarodzeniowej.

Wyszliśmy całą rodziną na zewnątrz. Odgarnęliśmy śnieg ze schodów i

odśnieżyliśmy drogę dojazdową do naszego pięknego domku.

Później zrobiliśmy sobie świetną zabawę - bitwę śnieżną (oczywiście ja

wygrałem).

Wtedy nadjechał pług śnieżny i zasypał to co wcześniej odśnieżyliśmy, więc

znowu musieliśmy odśnieżć drogę dojazdową.

Super sport. Kocham Beskidy!!!

 

12 grudnia

Zeszłej nocy znowu spadł śnieg.

Odśnieżyłem drogę, a pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z zasypaniem drogi

dojazdowej.

Po porostu kocham to miejsce.

 

19 grudnia

Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy.

Ze względu na nieprzejezdną drogę dojazdową nie mogłem pojechać do pracy.

Jestem kompletnie wykończony ciągłym ośnieżaniem.

Na dodatek bez przerwy jeździ ten pieprzony pług.

 

22 grudnia

Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien.

Całe łapy mam w pęcherzach od łopaty.

Jestem pewien, że pług śnieżny czeka już za rogiem żeby wyjechać jak tylko

skończę odśnieżać drogę dojazdową ? s****ysyn.

 

 

25 grudnia

Wesołych, ******lonych Świąt !!! Jeszcze więcej napadało tego białego *****

z nieba.

Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten s****iel od pługa śnieżnego przysięgam -

zabiję ****a.

Nie rozumiem, dlaczego nie posypują drogi solą jak w mieście, żeby

rozpuściła to zmarznięte, śliskie *****.

 

27 grudnia

Znowu to białe kurestwo spadło w nocy.

Przez trzy dni nie wytknąłem nosa z domu, oczywiście z wyjątkiem

odśnieżania tej ***anej drogi dojazdowej za każdym razem, kiedy przejechał

pług.

Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod wielką górą białego

*****.

Na dodatek meteorolog w telewizji zapowiedział dwadzieścia pięć centymetrów

dalszych opadów tej nocy.

Możecie sobie wyobrazić ile to jest łopat pełnych śniegu.

 

28 grudnia

***any meteorolog się pomylił !!! Napadało osiemdziesiąt pięć centymetrów

tego białego kurestwa.

Ja ******lę - teraz to nie stopnieje nawet do lipca.

Pług śnieżny na szczęście ugrzązł w zaspie, a ten **** przylazł do mnie

pożyczyć łopaty.

Myślałem, że go od razu zabiję, ale najpierw mu powiedziałem, że już sześć

łopat połamałem przy odśnieżaniu,

a siódmą i ostatnią roz******liłem o jego zakuty, góralski łeb.

 

4 stycznia

Wreszcie jakoś wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić coś do

jedzenia i picia.

Kiedy wracałem, pod samochód wskoczył mi jeleń.

Ten *****any zwierz z rogami narobił mi szkód na trzy tysiące.

Przez chwilę przebiegło mi przez myśl, że jest on chyba w zmowie z tym

****em od pługu śnieżnego.

Powinni powystrzelać te s****ysyńskie jelenie. Że też myśliwi nie rozwalili

wszystkich w sezonie.

 

3 maja

Dopiero dzisiaj mogłem zawieźć samochód do warsztatu w mieście.

Nie uwierzycie jak zardzewiał od tej ***anej soli, którą jednak sypali

drogę.

Na podjeździe stał zaparkowany, umyty i błyszczący pług śnieżny z nowym

kierowcą.

Tamten podobno jeszcze leczy roz***any łeb.

Na szczęście od uderzenia stracił pamięć, bo jeszcze poszedłbym za ****a

siedzieć.

 

18 maja

Sprzedałem tę zgniłą ruderę w Beskidach jakiemuś wypacykowanemu

inteligentowi z miasta.

Powiedział, że całe życie o tym marzył i zbierał kasę, aby na emeryturze

odpocząć.

A to się głupi **** zdziwi jak przyjdzie zima i ten drugi **** od pługa

wyjdzie ze szpitala.

Ja przeprowadziłem się z powrotem do mojego ukochanego i urokliwego miasta.

Nie mogę sobie wyobrazić jak ktoś mający chociaż troszeczkę rozumu i

zdrowego rozsądku

może mieszkać na jakimś zasypanym i zmarzniętym zadupiu w Beskidzie...